Mariusz od samego początku wspólnych polowań był dla mnie zagadką. Jako młody myśliwy nie mogłem pojąć dlaczego Mariusz pokazuje medalowe rogacze czy piękne selekcyjne byki jelenia bądź daniela, ale na zdjęciach czy na filmach nakręconych przez niego w łowisku. Dziwiłem się wtedy dlaczego wybiera spust aparatu fotograficznego, a nie sztucera. Podczas naszych rozmów sarkastycznie mówił, że dźwięku migawki aparatu nie boi się tak jak strzału ze sztucera. Po kilku latach zrozumiałem, że Mariusz przeżywał takie polowanie w inny sposób, a w myśl zasady zwierz widziany, łów udany, bardzo często miał udane łowy. Zauważyłem też, że kiedy trofeum było zdjęcie, był dużo bardziej podekscytowany niż kiedy strzelił np. pięknego byka. Wyglądało to tak jakby zdjęcie było pierwszym najprzyjemniejszym i najczystszym etapem polowania. Mariusz zawsze po polowaniu, opowiadał dokładnie, co gdzie widział i co się w lesie działo. To właściwie była reguła, że po polowaniu opowiadaliśmy sobie z najdrobniejszymi szczegółami nasze przygody łowieckie. Brakuje nam wszystkim tych opowieści z Mariuszem.
Mariusz zupełnie inaczej przeżywał polowanie. Był myśliwym starej daty, dla którego polowanie to był teatr przyrodniczy, a on sam był obserwatorem, ale czasami z widza stawał się aktorem. Pamiętam jak pojechaliśmy wspólnie na pierwsze w moim życiu toki głuszca i cietrzewia oraz ciągi wiosennych słonek. To było już kolejne takie polowanie Mariusza, jednak dla mnie to były pierwsze toki. Niestety na lotnisku w Mińsku, z uwagi na błąd w dokumentach przewozowych broni, białoruska Straż Graniczna zarekwirowała Mariusza Browninga do depozytu. Mariusz był załamany takim obrotem sprawy i powiedział, że nie będzie polował. Organizator wyprawy załatwił Mariuszowi zastępczą dubeltówkę, jednak po pierwszym wyjściu w knieję, Mariusz zamienił śrut na migawkę aparatu fotograficznego. Był szczęśliwy, że mógł przeżywać najpiękniejsze gody dzikich ptaków na innym poziomie, z inną wrażliwością, a z podobnymi emocjami. Niestety później się rozchorował i nie udało mu się zrobić upragnionego zdjęcia głuszca podczas miłosnej pieśni.
Jeszcze innym razem, kiedy opowiedziałem mu jak kiepskie miałem łowy, zapytał - a było to kilka dni przed rykowiskiem - chcesz sobie pooglądać piękne kąpiele byków jelenia? Pomyślałem, że tylko sobie żartuje. Jednak nie żartował, Mariusz odstąpił mi miejsce przy babrzysku, gdzie przyszły 4 byki, które pokazał mi wcześniej na kamerze. Spektaklu kąpieli nie chciałem kończyć strzałem, choć byki nadawały się do odstrzału. Kiedy opowiedziałem mu o swojej historii z tego polowania, zapytał czemu nie strzelałem? Wtedy dopiero zrozumiałem, że wspólnie z Mariuszem postrzegamy łowiectwo na podobnym poziomie - wspaniałych uniesień, gdzie strzał nie ma znaczenia. W jego polowaniu najważniejsza była przyroda, natura, obcowanie z nią, a nie pozyskanie zwierza. Tego też w pewnej części nauczyłem się od niego.
Wszystkim nam brakuje Mariusza, jego poczucia humoru, wspólnych polowań. Na pewno nie będziemy za nim płakać, bo on nie życzyłby sobie tego, ale coś co możemy zrobić, to pamiętać o nim i starać się polować i przeżywać polowanie tak jak On...
- Grzegorz Wieczorek
→ wspomnienie na stronie Andrzeja Otrębskiego
Wszelkie elementy serwisu (teksty, zdjęcia, filmy, grafika) podlegają przepisom ustawy z 4.02.1994. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Kopiowanie i rozpowszechnianie ich w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody jest zabronione.