Autor: Krzysztof Ciemniewski. Publikacja - "Sezon" - Styczeń/Luty 2018.
Przeczytałem właśnie tekst „Kultura łowiecka – czy król jest nagi” i chciałbym podzielić się kilkoma własnymi refleksjami na temat „mitów” wspomnianych w rzeczonym tekście. Na marginesie wspomnę, że problemy, o których mowa, nie mają ŻADNEGO związku z tą czy inną telewizją. Media są po to, by przekazywać informacje, opinie, stanowiska RÓŻNYCH środowisk, a to, że nasze środowisko nie umie, nie chce czy nie potrafi trafić z własnym przekazem do tychże, a nasi przeciwnicy tak, to – jak rozumiem - fakt, który Zbyszka niepokoi i oczekuje działań w tym zakresie ze strony władz PZŁ. Dość karkołomnym zadaniem będzie najpierw dyskredytowanie wiarygodności, czy rzetelności mediów, a potem domaganie się od dziennikarzy obiektywnej informacji o nas, myśliwych i naszych działaniach. Bo tacy są ludzie, niezależnie od stacji, dla której pracują. Autor próbuje przedstawić łowiectwo takim, jakim widzą go sceptycy i przeciwnicy i jakim, często, bardzo często, najczęściej czynimy je my sami, myśliwi, a nie nasi przeciwnicy. Może warto parę słów powiedzieć o tym, jakim powinno być i skąd się te mity biorą...Ale ad rem.
Dogmat (mit) pierwszy
Łowiectwo nie było, historycznie rzecz oceniając, nigdy rozrywką. Oczywiście, bywało, że czasami polowania właścicieli ziemskich stawały się zabawą, sposobem na spędzanie czasu ze znajomymi, czy rodziną. Ale, jednocześnie, w ich dobrach były służby łowieckie zajmujące się na co dzień ochroną i hodowlą zwierzyny. Te ich zabawy, więc to nie jakiś model łowiectwa, którego mielibyśmy być spadkobiercami, a – w istocie – jego niewielki fragment. Z oczywistych powodów, to właśnie ten przekaz, o pańskich czy królewskich polowaniach, był powielany w sztuce i literaturze i przedstawiany jako tradycyjny, a nie proza życia ich gajowych, leśników, czy innych służb, odpowiedzialnych za dobrostan zwierzyny. To właśnie „panowie” kształtowali gwarę łowiecką, obyczaje, czy normy etyczne zachowań na/po polowaniach, a my ich próbujemy naśladować, niemal w sposób demonstracyjny, na pokaz, bez empatii i zrozumienia, że innym może się to nie podobać. Zdarzają się publikacje na portalach społecznościowych, o ogromnej sile „rażenia”, w których pokazujemy, MY SAMI, sceny, które mrożą krew w żyłach i doprowadzają do szału wszelkiej maści ochroniarzy, ale i zwykłych ludzi. Brak empatii w stosunku do ludzi przenosi się, niestety, dość często na zwierzynę. Panem - w obecnym rozumieniu tego słowa - nie staje się, przecież, przez to, że ma się więcej pieniędzy, lepszą posadę, z racji urodzenia, czy dlatego, że samemu sobie się tak wydaje! Trzeba na to zasłużyć. Czy my wszyscy, każdy z nas, indywidualnie na to zasługuje? Niestety nie; pokazujemy się tak, jak gdybyśmy byli wybraną kastą magnatów, którym wszystko wolno, a maluczcy mają tylko pokornie, najlepiej z uśmiechem, się temu przyglądać. A to właśnie przeciwników łowiectwa uwiera, razi i wywołuje skrajne reakcje. Bo nie rozumieją ani korzeni tych rytuałów, ani ich znaczenia.
Zmiany społeczne w XX i XXI w. spowodowały, że wspomniany wyżej „model” pańskich polowań przeszedł, już na zawsze, do historii. W obecnym - ujmę to obrazowo - Skarb Państwa, jego instytucje, stały się właścicielami ziemskimi, którzy ustalają – jak kiedyś król, czy magnat – zasady, cele i sposoby realizacji gospodarki łowieckiej, a my, myśliwi, staliśmy się ich „gajowymi”, leśnikami i służbą łowiecką, którzy je, po prostu, wykonują!! I taka jest dziś różnica pomiędzy łowiectwem, którym zajmują się koła, a tym, „rozumianym” przez jego przeciwników z oczywistym pseudo historycznym, pejoratywnym nalotem. A jeśli tak, to nie ma tu miejsca na nazywania łowiectwa rozrywką, czy zabawą, bo właśnie państwo ujęło je w ramy prawne, ustalając jasne zasady, które nas wszystkich, bezwzględnie, obowiązują!To przekaz do niedowiarków, sceptyków i przeciwników polowań!!! Na już, na dziś, na wczoraj. I gdy ktoś strzela do zwierzyny dla sportu, nie dlatego, że rozumie, po co to ma robić i jak, tylko - po prostu - lubi, sprawia mu przyjemność zabijanie, czy ma z tego jakąś (chorą) satysfakcję, łamie tę zasadę, a jego udział w braci łowieckiej traci sens i staje się dla nas obciążeniem. Właśnie dla nas! Tradycja, jej kultywowanie nie zmienia faktu, że nasze zadania są inne. Nie ładnie się ubierać, czy układać zwierzynę. Ważne co i dlaczego leży w pokocie, a to czy pokot w ogóle ktoś układa ma znaczenie, ale nie decydujące. Czy gdybyśmy, ubrani w mundury, z bronią na ramionach, z sygnalistą, na pięknie ułożonym pokocie z licówek, prowadzących loch i byków na dwa czerwone udawali, że jesteśmy w zgodzie z ideą szlachetnego łowiectwa i tradycją mielibyśmy prawo się dziwić, gdy opisują nas tak, jak to widzą i jak jest (byłoby)?? NIE!!!A tak bywa i to jest właśnie ten przerost formy nad treścią, często, aż do bólu, o którym pisze Zbyszek!!!! Zamiast więc pomstować na taką czy inną stację telewizyjną czy takiego, czy innego miłośnika przyrody, BĄDŹMY pragmatyczni w tym, co nam pozwolono robić. BO TAK TO TERAZ WYGLĄDA!!! POZWOLONO! To nie dar na zawsze, na wieki. I dlatego musimy o ten dar walczyć każdego dnia, pracą w łowisku, wykonywaną z pasją i zrozumieniem zasad i celów tego, co robimy. Nie ważne, czy robi to adwokat, lekarz, emeryt czy ślusarz; ma robić to zgodnie z określonymi zasadami. Stosujmy w życiu i praktyce codziennej każdego z myśliwych i każdego koła łowieckiego taki oto paradygmat: łowiectwo to nie sport, rozrywka, czy sposób na spędzanie wolnego czasu. Myśliwi nie jadą do lasu dla zabawy i postrzelania sobie do zwierzyny, ale by realizować określone zadania, które stawia im właściciel zwierzyny, a więc Polska i Polacy, wszyscy!!! Oczywiście nie powinno i nie przeszkadza to w kultywowaniu tradycji i tym łatwiej będzie nam znajdować zrozumienie u sceptyków i przeciwników łowiectwa im więcej w naszej działalności będzie merytorycznej wiedzy połączonej z szacunkiem do tego co robimy, a mniej demonstracji. Czym prędzej zniknie z debaty publicznej o łowiectwie słowo sport dla bogatych, zabawa tym lepiej dla zwierzyny i dla nas, myśliwych. Dlatego sugeruje, by nowe, ostatnio uchwalone przepisy, dot. utrudniania polowań traktować z najdalej posuniętym umiarem i egzekwować jedynie w sytuacjach absolutnie skrajnych. Inaczej wszystkie telewizje będą, na co dzień, epatować widokiem „agresywnych zabójców biednych zwierzątek” i nikt i nic na to nie poradzi!. Starajmy się rozmawiać, przekonywać, a jeśli się nie udaje, UZNAWAĆ pogląd adwersarza i rozchodzić się w zgodzie pozostając przy swoim zdaniu. To nie boli. Do czego prowadzi „polityka” „jedynie słuszna” pamiętamy z czasów komuny i widać jej skutki, aż nadto dobrze, w naszym dzisiejszym życiu.
Dogmat (mit) drugi
Nie polujemy dla mięsa, to oczywiste, a przynajmniej tak być powinno!!!To tak samo szkodliwy mit jak ten, że robimy to dla sportu lub dla zabawy!! Ustawa łowiecka, przepisy związkowe, NIGDZIE nie opisują zdobywania mięsa, jako zadań myśliwych, czy gospodarki łowieckiej. Ale czy ktoś o tym mówi? Nie!! Oczywiście, jak pisze Zbyszek, tak jest w wielu kołach, a przykładów można mnożyć na kopy!! Niestety. Zmiany klimatyczne, zastąpienie dokarmiania zimowego całorocznym karmieniem wysokoenergetyczną paszą (której i tak na polach jest niemal wszędzie pod dostatkiem) skutkuje nadmiernym wzrostem liczebności zwierzyny, większymi szkodami i – w konsekwencji - wyższymi planami, które potem, rzadko da się - zgodnie z zasadami etyki, a często i prawa - wykonywać. A to przecież, w sposób jaskrawy, działanie wbrew ustawie, która opisuje bardzo precyzyjnie ten aspekt działalności kół łowieckich i myśliwych w pkt. 3: uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeów oraz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny przy zachowaniu równowagi środowiska przyrodniczego....Co to za dbałość o jakość osobniczą i jakość trofeów, gdzie troska o zachowanie równowagi środowiska przyrodniczego! Ilość, ilość, jeszcze raz ilość, która ma zastąpić – jak za komuny – jakość!! To działanie wbrew tym oczywistym zapisom! A zatem co robić? Odpowiedź jest prosta: nie karmić!!! W ogóle! Dokarmianie w okresie niedostatku pożywienia? Może tak, jeśli jest taka potrzeba. Ilość miejsc stałego dokarmiania czy nęcisk, w niektórych kołach, dochodzi do poziomu absurdu, a koszty ich utrzymania zwalają z nóg!! To właśnie daje argumenty przeciwnikom polowań jak wyżej: karmią, bo chcą więcej mięsa i zabijania. Tylko czy winny jest PZŁ, czy ci, którzy tak prowadzą „gospodarkę łowiecką” w kołach!! My, myśliwi, nasze zarządy, za naszym cichym przyzwoleniem!? Przypominam sobie, jak to w jednym kole karano za strzelanie przelatków loszek po to, żeby było duuuużo dzików, wywożąc jednocześnie, cały rok, tony kukurydzy na tzw. buchtowiska, gdy oczywistym jest, że skutek to właśnie dużo, ale słabego dzika!!!! Hektary karmisk, obsypywanych całorocznie kukurydzą, to żerujące na nich dziki, jelenie, daniele i sarny PRZEZ CAŁY ROK. To zaburzanie ich naturalnego cyklu życiowego i zmiana nawyków. Słaby dzik, problemy ze strzeleniem indywidualnie jelenia czy daniela, które – przyzwyczajone do karmy na karmisku cały czas - nie znajduje żadnej potrzeby aktywności dziennej. To coraz bardziej rozciągnięte w czasie rykowiska i przez to mniej intensywne, to – w końcu zaprzeczenie tego, CO WPROST mówi ustawa!!!A jak , w tej konstrukcji myślowej, uzasadnić przeciętnemu Polakowi, potrzebę wybijania za wszelką cenę, bez opamiętania, niemal bez reguł, lisa rudego? Jak uzasadnić zabawę w konkursy lisiarza, ogólnopolskie czy lokalne? Czy nie po to, by było więcej drobnej zwierzyny? Więcej mięsa? Proszę sobie samemu, na własny użytek, uzasadnić dlaczego ma nie być lisów? Bo, przecież, lis też ma prawo i powinien być pełnoprawnym mieszkańcem naszych pól i lasów i – przynajmniej ja – chciałbym go widywać!!To nasz rodzimy gatunek, a bażant? Nie! Więc dlaczego? Złych przykładów jest więcej, niestety. Strzelamy sobie w ten sposób w stopę i sami pozbawiamy się argumentów w dyskusji, jednocześnie oburzając się na naszych antagonistów, że widzą tylko skutek. A skutek i dla nich i dla nas jest ten sam: więcej zabijanych zwierząt. Zabijamy więcej lisów, by zabijać więcej bażantów, kuropatw, zajęcy. Dla nich z przyczyny naszej pazerności, żądzy krwi, dla zabawy, a dla nas????? Szczerze!?
Dogmat (mit) trzeci
Nie podzielam poglądu, że należy „wychowywać” młodzież tak, jak uczy się ją np. przyrody w szkole. Łowiectwo to, swego rodzaju, sposób na życie, pasja, która powinna dojrzewać w nas latami. Inspiracją może być jakiś przykład, wzorzec, np. rodzinny, literatura czy po prostu wrodzona potrzeba obcowania z naturą. A nie jeden, dwa czy dziesięć kursów. Nie da się po prostu, moim zdaniem, nauczyć łowiectwa. Można się nauczyć zasad, przepisów, okresów ochronnych, kryteriów odstrzału, ale to nie wystarczy, jeśli chcemy uniknąć tego wszystkiego, o czym pisałem wcześniej. By zostać prawdziwym myśliwym takim, który będzie się nim czuł, który będzie rozumiał po co nim jest i jaka jest jego rola w ochronie tych zasobów przyrody, które Polacy dali mu pod opiekę, trzeba nie tylko wiedzy, ale pasji, czasu i swego rodzaju talentu. I dopiero taki człowiek, taki myśliwy, będzie prawdziwym gospodarzem, rozumiejącym las, zwierzynę i jej potrzeby, konieczność jej odstrzału, ale i tego skutki. I taki będzie mógł łatwo, łatwiej, przekonywać sceptyków i znajdzie argumenty w dyskusji z przeciwnikami łowiectwa. Bo oni – zwykle – są przeciwni, gdyż nie wiedzą ani po co, ani jak wpływamy na środowisko i jakie byłyby konsekwencje, również dla nich samych, gdybyśmy tego nie robili. Oceniają nas na podstawie, głównie mody, która ostatnio zapanowała, ale też błędnych wyobrażeń, budowanych w „oparciu” o ekscesy mniej lub bardziej prawdziwe, pokazywane w telewizjach czy opisywane w prasie. Zadanie, zatem, nawet dla mądrych głów nie łatwe. Myślę, że dobór właściwych ludzi do łowiectwa, teoretycznie nie byłby wcale taki trudny. Dłuższe i prawdziwe staże, poważne egzaminy i teoretycznie można by oczekiwać lepszych adeptów w naszym otoczeniu. Jest tylko jedno ale. Te dwa mity, które w codziennej praktyce myśliwych, niestety mitami nie są! To nasz stosunek do łowiectwa i tego stosunku często niedobre skutki. I jeśli jakaś telewizja to pokazuje, to nie ich wina, a nasza. Czym szybciej uderzymy się w piersi, tym lepiej dla nas. Oczekiwanie i oglądanie się na władze okręgowe, czy centralne nic tu nie pomoże. Bo nie oni mogą nas zmienić! Aby zmienić o nas opinię przeciętnego zjadacza chleba, nie pomoże ani PZŁ, firmy PR-owskie, ani kancelarie prawne. Ich wsparcie, oczywiście, byłoby celowe i przydatne. Możemy, MUSIMY, zrobić to sami, jeśli mamy przetrwać! A jeśli nie zrobimy tego szybko? Nikt po nas nie będzie płakać. To pewne...
Wszelkie elementy serwisu (teksty, zdjęcia, filmy, grafika) podlegają przepisom ustawy z 4.02.1994. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Kopiowanie i rozpowszechnianie ich w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody jest zabronione.