Autor: Andrzej Otrębski. Publikacja - "Sezon" - Czerwiec 2015.
W poprzednim odcinku napisałem między innymi, z czego pić whisky (kielich w kształcie tulipana lub szklaneczka) i jak pić whisky (nigdy z lodem). Przestrzeganie tych zasad jest warunkiem koniecznym, lecz niewystarczającym, by właściwie rozpocząć przygodę z whisky Single Malt. Tak to już bowiem jest w świecie rzeczy wspaniałych i niezwykłych, że aby doświadczyć ich świetności trzeba się do tego odpowiednio przygotować.
I tak, jak świeży kierowca nie ściga się w rajdach, a początkujący jeździec nie dosiada narowistego ogiera, tak też adept sztuki smakowania whisky nie sięga od razu po trunki najbogatsze w aromaty i smaki.
A jest w czym wybierać, gdyż każdy gatunek Single Malt oferuje odmienne doznania smakowe i sobie tylko właściwe aromaty. W żadnym innym trunku na świecie nie ma tak wielkiej różnorodności, jak w szkockiej whisky.
Spotkamy tu aromaty i smaki torfowe, wrzosowe, dymne, waniliowe, karmelowe, owocowe, kwiatowe, miodowe, czekoladowe, orzechowe, korzenne, możemy też poczuć morskie wodorosty, sherry, chili czy nawet wędzonkę.
Whisky Single Malt mają też swoje charaktery. Jedne są agresywne i pełne wigoru, inne łagodne i uspokajające, bywają ostre i wytrawne, jak też miękkie i słodkawe, są również takie, które szczypią w język i podniebienie, czy nawet wywołują uczucie masażu.
Pierwszy krok w świat whisky.
Ja, w odróżnieniu od niektórych autorów piszących o whisky, nie zalecam próbowania na początek słabych smakowo gatunków zbożowych, czy też nawet dobrych whisky kupażowanych bądź słodowych, ale rozcieńczonych colą, sokami czy innymi napojami. Mam bowiem wielu takich znajomych, którzy raz spróbowawszy np. Jasia Wędrowniczka z colą, już na zawsze skazali się na takiego lub podobnego mieszańca.
Doradzam więc od razu rzut na głęboką wodę (wszak whisky to woda życia) i spróbowanie prawdziwej whisky Single Malt.
Powinna to być koniecznie whisky łagodna, raczej słodkawa (choć to zależy od upodobań), o bardzo delikatnym odcieniu torfu lub nawet bez niego, za to z lekką nutą karmelu, wanilii lub miodu.
Nie zalecam natomiast na początek whisky agresywnych, mocno torfowych, ze zbyt bogatym bukietem aromatów i smaków. Takie gatunki są najwyżej oceniane przez koneserów i to jest najczęstsza pułapka, w jaką wpadają poczatkujący adepci sztuki picia whisky. Bo skoro czytamy, że coś jest najlepsze, to kupujemy, tak?
Nic bardziej błędnego!
Do takich trunków trzeba „dorosnąć”, trzeba przyzwyczaić podniebienie do wielkiego bogactwa doznań smakowych i trzeba chcieć to polubić. Proszę zwrócić uwagę, że powyżej trzykrotnie użyłem zwrotu „trzeba”. Naprawdę tak uważam!
Jeżeli jednak ktoś już zaczął próbowanie whisky od najwyższej półki, czyli od trunków typu Ardbeg, Lagavulin, Laphroaig czy Talisker i zraził się, to...
... po pierwsze - nie dziwię się,
... a po drugie - zachęcam do tego, by spróbować jeszcze raz, tylko tak, jak należy.
Znam jednak i takie przypadki, że osoby nie lubiące whisky mieszanych, po spróbowaniu Ardbega, zakochały się w Single Malt na zawsze. Czyli można i tak, ale trzeba mieć do tego wyjątkowo wyrobione podniebienie i odporne na mocne wrażenia kubki smakowe.
Od czego więc zacząć?
Moim zdaniem na dobry początek najlepsza jest whisky Glenfiddich. Bardzo łagodna, z lekko zaznaczonym odcieniem torfu i delikatną nutą słodyczy. Nie ma ona wysokich notowań u koneserów, a jednak jest najlepiej sprzedającą się whisky Single Malt na świecie. Dlaczego? Ano, z podobnego powodu, z jakiego np. Volkswagen sprzedaje więcej aut niż Rolls-Royce.
Większość tych, których skutecznie wprowadziłem do królestwa Single Malt, zaczynała właśnie od Glenfiddich. Co prawda różni autorzy wymieniają też inne gatunki nadające się na dobry początek, ale ten „mój ulubiony” widnieje prawie u każdego.
Ja, serwując komuś whisky „na dobry początek”,staram się dużo opowiadać o tym, co zaraz nastąpi, próbuję wytworzyć uroczysty i podniosły nastrój oraz opisać to, co powinniśmy poczuć przy smakowaniu.
Przy pierwszej próbie rzadko udaje się przeżyć całą głębię takich doznań smakowych, jakie opisuję na początku poprzedniego odcinka. Po pierwsze dlatego, że trunki zalecane na początek nie posiadają takiego bogactwa aromatów i smaków, a po drugie dlatego, że początkujący często nie potrafią ogarnąć zmysłami nawet tego mniejszego bogactwa.
Wystarczy jednak, gdy te pierwsze wrażenia smakowe będą pozytywne. Szanse na to zwiększymy, gdy będziemy do tej próby właściwie przygotowani, gdy wszystko przeprowadzimy z należytą starannością i gdy będziemy w odpowiednio dobrym nastroju, a najlepiej także w dobrym towarzystwie.
A gdy już to wszystko się uda, wtedy prawdziwa świątynia smaków stanie przed nami otworem. Będziemy mogli czerpać z niej nowe rozkosze, stopniowo sięgając po gatunki coraz bardziej złożone. Po pewnym czasie nauczymy się rozpoznawać poszczególne aromaty i smaki, aż w końcu będziemy gotowi na spróbowanie whisky z najwyższej półki.
Tu muszę wyraźnie zaznaczyć, że pojęcie „najwyższa półka” nie mówi ani o bezwzględnej jakości trunku ani o jego cenie. Najlepsza jest bowiem ta whisky, którą Ty czytelniku lubisz najbardziej.
Co więc znaczy moje określenie „najwyższa półka”? Ano, głównie znaczy to, że jest ono moje, czyli subiektywne. Jednak bez fałszywej skromności powiem, że mój wybór najlepszych whisky, w ogólnym zarysie pokrywa się z ocenami większości koneserów i ze znaną mi literaturą przedmiotu.
Każdemu życzę, by dał sobie szanse na poznanie swoich ulubionych gatunków. Zanim to jednak nastąpi, trzeba nauczyć się smakować whisky Single Malt.
O tym - w następnym odcinku.
Andrzej Otrębski - 2015
Wszelkie elementy serwisu (teksty, zdjęcia, filmy, grafika) podlegają przepisom ustawy z 4.02.1994. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Kopiowanie i rozpowszechnianie ich w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody jest zabronione.